Je vous invite chaleureusement à la séance de dédicaces en Librairie Flagey le 8 mai, 15-17. Mon livre sur Bruxelles sera disponible à l'achat sur place.
"Książka to w Brukseli przedmiot niezbędny, a czytanie jest lekiem na przetrwanie. Idę do księgarni. Moja ulubiona to Librairie Flagey na placu, który był dawniej jeziorem. W okolicy, gdzie znajduje się księgarnia, stał kiedyś młyn.
Idę zatem „po wodzie”. Płytki oddzielające mnie od niej ułożone są tak, by wskazywać kierunek nurtu Maelbeeku, dopływu Senne, który płynął równolegle do jezior. Na połowie jednego z nich, osuszonego w 1860 roku, właśnie się ślizgam. Druga połowa Grand Étang, czyli Dużego Jeziora, połyskuje w słońcu przy kościele (...)
Maelbeek chlupotał po lewej stronie jezior, tu, gdzie ciągnie się avenue du Général de Gaulle. Łączył się z Dużym Jeziorem na wysokości młyna, niedaleko obecnej Librairie Flagey, gdzie można kupić świetne książki, o których właściciel umie wspaniale opowiadać. Wszystkie drogi prowadzą do księgarni, a na pewno w Ixelles.
Chodzenie „po wodzie” wymaga pewnej ekwilibrystyki, bo kamienne płytki, którymi wyłożono plac, są śliskie. Zimą, kiedy osiada na nich warstwa deszczu ze śniegiem, sunę tu jak na łyżwach. Łączę się w tym ruchu z dawnymi mieszkańcami dzielnicy, wyobrażam sobie, że musieli poruszać się po zamarzniętym Dużym Jeziorze równie pokracznie. A przychodzili tu nie tylko w celach rekreacyjnych. Przed wynalezieniem lodówek praktyczni Belgowie wykuwali lód z jezior i przechowywali go w podziemnych schowkach.
Kiedyś wściekałam się, że na placu trzeba zwolnić, uważnie stawiać nogi, aby się nie wywalić. Takie uczucia budzą się w człowieku, jeśli gna z punktu A do punktu B. Ale dla wędrowca, wędrowczyni, flâneur, flâneuse, to prezent. Spowolnienie kroku pozwala na zadziwienie – przecież pod nogami jest zbiornik, który raz na 10 lat wypełnia się po brzegi, bo taka była z grubsza częstotliwość występowania z brzegów Maelbeeku.
W 1856 roku tak wylał, że młodzi ludzie brodzili wzdłuż ulicy Gray z koszami i łapali w nie ryby, jak pisze L.-F. De Pauw w "La Vallée du Maelbeek". Woda dochodziła do wysokości 60 centymetrów, a prąd był tak silny, że potrafił porwać człowieka. Podmywał fundamenty, podobno jeden z domów prawie się zawalił (...) Dziś w miejscu, gdzie powodzie zdarzały się najczęściej, czyli u zbiegu chaussée d’Ixelles i rogu placu, aż do początku rue Gray, zamiast wody szumią silniki samochodów. Ale Maelbeek nie odpuszcza i po ulewnych deszczach trzeba zamykać podziemny parking, bo stoi na nim woda. Maelbeek walczy – zalewa przestrzeń, którą ludzie mu zabrali i oddali autom.
Drobne sylwetki przecinające w skos największy plac w Brukseli, błyski słońca na taflach przecudnych jezior, dziewanny – panny o rozdziawionych różowych pyszczkach, grzbiety wielkich karpi ciemniejące tuż pod powierzchnią wody, warkocze wierzb wyzłocone w słońcu, białe piersi łabędzi, swary kaczek, rozpięte na niebie krzyżyki gęsi, szum fontann imitujących głos rzeki, bicie dzwonów z pobliskiego opactwa… Oto Ixelles, wioska pisarek i pisarzy, najbardziej urokliwa dzielnica Brukseli. Takie jest moje zdanie, bez „może tak, a może nie”.
BRUKSELA, ZWIERZĘCOŚĆ W MIEŚCIE, wyd.
Wielka Litera